środa, 11 września 2013

Love is Lost- Chapter 6

-Do widzenia i zapraszamy ponownie- wymowilam standardowe pożegnanie za kobietą z dwuletnim synkiem.
Mokrą szmatką przetarlam stolik i zabrałam z niego brudne naczynia. Kolejny dzień w kawiarni dobiegał końca. Klientów zostało niewiele, a Ci nieliczni dopijali herbaty i wychodzili. Tamtego dnia Jacob w ogóle nie przyszedł, jego ojciec źle się czuł. Był to starszy mężczyzna po zawale i krwotoku, a ja byłam wyrozumialam nawet dla niego. Bez słowa przejelam pałeczkę, biorąc całą kawiarnio- księgarnie na swoje barki. To było nawet fajne, ktoś powierza ci całą instytucje, a jesteś od tej osoby młodsza. Nie powiem, że było łatwo; musiałam obsługiwać klientów, a był jeszcze towar do wypakowania. Czasem nawet wydawało mi się, że klienci wolą mnie, a nie jego- 20- letniego poważnego ponuraka. Ale za to ja miałam poważną wadę...
-Przepraszam...- odezwał się mężczyzna w średnim wieku  siedzący w rogu sali. Jego angielski miał akcent francuski.- Mógłbym prosić o jeszcze jedną filiżankę herbaty?
-Um, tak. Już podaję.- Odpowiedziałam bez namysłu.
I to była właśnie moja wada. Rzucalam wszystko, żeby tylko klienci byli zadowoleni. Na drewnianym stoliku postawiłam filiżankę i cukier w ozdobnej cukierniczce. Czekając aż mężczyzna wypije swoj napój, usiadłam za ladą. Myślałam. O ojcu, Lily i.. wydarzeniach sprzed kilku dni. Starałam się wymazać je z pamięci, ale było to niemożliwe. Ciągle czułam na sobie jego dotyk i widziałam jego czekoladowe tęczówki przepełnione pożądaniem. To, że Zayn się nie odzywał, nie poprawiało sprawy. Martwiłam się. Czasem byłam nawet bilska wysłania mu krótkiej wiadomości ", Żyjesz? xx". Ale powstrzymywalam się. I bardzo dobrze, bo czasem widziałam Zayn'a przejeżdżającego na swoim motorze z jakaś rozchichotana blondynką, która wyglądała jak dziwka, z tylu. Bolało mnie to. Chyba myślałam, że tamta noc coś dla Niego znaczyła...
-Przepraszam...-usłyszałam charakterystyczny głos z kąta.-Czy mógłbym prosić o rachunek?
Westchnelam, a moje oczy się zwezily. Nie byłam nawet w stanie powiedzieć zwykłego: "Oczywiście. Już przynoszę". Wyrwał mnie w końcu z rozmyślań, co oznaczało, że był moim nowym wrogiem. Biały zwitek papieru położyłam na stole i czekałam, aż mężczyzna zapłaci. Przyjęłam od niego gotówkę, a on wyszedł. Szybko przetarlam stolik i umyłam naczynia. Chciałam być już w domu. Móc wziąć ciepły prysznic i położyć się pod kołdra. Nie myślałam nawet o tym, że w salonie znów mogę zastać przykry widok podartych ubrań. Założyłam bluzę, torbę zarzucilam na ramię i zgasilam wszystkie światła. Drzwi zamknęłam na dwa zamki i ruszyłam ulicą. Zimny powiew przyprawial mnie o gęsią skórkę. Wybrałam drogę przez ciemne, praktycznie niezamieszkale dzielnice. Nie pomyślałam wtedy, że to tam jest najwięcej gwałtów.

SCENA GWAŁTU, NIE CHCESZ, NIE CZYTAJ.
Zdążyłam o tym pomyśleć, a ktoś zasłonił mi usta ręką. Krzyknęłam, ale mój głos został stłumiony poprzez skórę. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno. Mężczyzna zaczął ciągnąć mnie do jakiegoś zaułku. Chciałam się oprzeć, ale skończyło się to tak, że optarlam sobie kolana o chodnik. Oprawca postawił mnie przy ścianie, ale osunęłam się po niej bezwładnie. Ale on nie rezygnował. Znów mnie przy niej ustawił tym razem napierajac na mnie swoim ciałem. Mogłam wyczuć jego twardniejace krocze. Wtedy w przypływie adrenaliny kopnelam go w owe miejce. Zwinął się z bólu, a ja, korzystając z okazji, uciekłam. Szybko jednak znów stałam przycisnieta do ściany, tym razem z bolacym policzkiem. Zamknęłam oczy, kiedy wcisnął na moje usta obrzydliwy pocałunek. Nie wiem kiedy moja bluza i koszulka wylądowały na ziemi. Gwałciciel nie martwił się o rozpinanie stanika, po prostu go ze mnie zerwał. Pierwsze łzy spłynęły po moich zmarzniętych policzkach. Nadal miałam jakaś nikłą nadzieję, że to się nie stanie. Że one mnie nie zgwałci... Mężczyzna zaczął obmacywac moje piersi, raz po raz je ściskając. Potem poczułam jak ściąga ze mnie spodnie i majtki. Stałam tam zupełnie naga, przed obcym facetem. Dał mi mocnego klapsa w pośladek, potem go uszczypnal. Bolało. Usłyszałam dźwięk rozpinanego rozporka. Później był już tylko ból. Oprawca gwałcił mnie, boleśnie poruszając biodrami. Kiedy skończył odszedł ode mnie. Skulilam się na ziemi. Na koniec kopnął mnie mocno w brzuch i syknal:
-Jesteś zwykłą szmatą. Tak jak wszystkie dziwki, które tedy chodzą.
I odszedł.
SCENA GWAŁTU SKOŃCZONA.

Schowałam głowę między kolana i skulilam się na zimnym betonie. Mój szloch odbijał się od ścian budynków. Łzy moczyly mi policzki i włosy. Nie wiem ile tak leżałam. Godzinę? Dwie? W każdym razie w końcu wstałam. Ubrałam się, jakkolwiek to było możliwe. Bluzka i stanik była do niczego. Bluzę wciągnęłam na gołe ciało. Pozbieralam wszystkie swoje rzeczy do torby i ruszyłam. Ciągle płakałam; ludzie patrzyli na wariatke. Nikt nie pomyślał, ze przed chwilą zostałam... zgwałcona.. To słowo nawet w myślach brzmiało obrzydliwie. Nie wiedziałam gdzie ide. Do domu wrócić nie mogłam. Zostało mi tylko jedno... Wyjęłam telefon i w jednych z nowszych smsow znalazłam adres. Po pół godzinie stałam przed mieszkaniem numer 13 i napisem "Malik" nad nim. Drżącą ręką zapukalam. Drzwi otworzyła mi drobna kobieta koło 50, z krótkimi, czarnymi włosami. Na jej twarzy malowała się troska. Zamarlam. Nie pomyślałam o tym, ze Zayn może mieszkać z rodzina...
-Mogę Ci w czymś pomóc, Kochanienka?- spytała opanowanym tonem.
-J-ja... Nazywam si-się Ma-Madeleine i.. cz-czy jest Z-Zayn?...- wydukalam w końcu drżącym głosem.
-Och, tak, właśnie wrócił. Zawołam go. Wejdź.
Przekroczyłam próg, a kobieta zniknęła za jakimiś drzwiami. Zza innych wyszła dwójka dzieci- chłopiec i dziewczynka. Spojrzeli na mnie spode łba. Poslalam im najszczerszy uśmiech na jaki mogłam się zdobyć. Musiało to wyjść wyjątkowo okropnie, bo spojrzeli po sobie z przerażeniem w oczach i uciekli w stronę najprawdopodobniej kuchni. Spuscilam głowę. Myślałam, ze zaraz znów zacznę płakać, ale jedne z kilku drzwi otworzyły się i do holu wszedł Zayn ze swoją mamą.
-Ile razy mam ci, kurwa, powtarzać, żebyś mi nie przeszkadzała?!- krzyczał chłopak ze złością w oczach.
-Nie przeklinaj w domu! Poza tym, masz gościa...- kobieta spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
Mulat podążył za jej wzrokiem i spojrzał na mnie. Jego oczy natychmiast zmieniły wyraz. Teraz było w nich zdziwienie i... troska?..
-Madeleine, Skarbie, co ty tu robisz?- spytał podchodząc do mnie z zamiarem przytulenia. Krzyknęłam i odskoczylam.
-P-Przepraszam... Możemy po-ogadac?...- szepnelam patrząc w dół.
-Zabiorę dzieci do babci- zareagowała szybko pani Malik.
Po chwili już ich nie było. Zayn ręką zaprosił mnie do pokoju. Weszliśmy do pomieszczenia. Panował tam niesamowity bałagan. Malik zrzucił z łóżka jakieś kartki i zeszyty, i pokazał mi, żebym usiadła. Wykonałam jego polecenie, a chłopak ukucnal przede mną.
-Co się stało, Skarbie?- szepnął patrząc w moje zaczerwienione od płaczu oczy.
-J-ja... Wracałam do d-domu i... zostałam z-zgwałcona...- odszepnelam, a kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.
Oczy Chłopaka gwałtownie rozszerzyły się z przerażenia. Jednak już po chwili wróciły do normalnych rozmiarów.
-To dlatego na korytarzu krzyknęłaś..- powiedział jakby do siebie, a kiedy napotkał mój pytający wzrok, kontynuował:- Miałem kiedyś zgwałcona koleżankę...
-R-Rozumiem... A czym ja m-mogłabym wziąć p-prysznic?..- spytałam cicho.
-Jasne. Drzwi po prawej.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Odrazu skierowalam się do danego pomieszczenia. Zdjęłam z siebie resztki moich ubrań i weszłam pod prysznic. Byłam na tyle głupia, ze myślałam, że mydło i woda zmyje dotyk gwałciciela z mojego ciała. Nic z tego. Nadal czułam jego brudne łapska na swoich piersiach i tyłku. Spłukałam mydło i wyszłam z kabiny. Na pralce leżała koszulka Zayn'a. Musiał mi ją przynieść kiedy się mylam. Szybko wciągnęłam majtki i bluzkę. Cała drżąc z zimna i z przerażenia, wyszłam z łazienki i skierowałam się do pokoju chłopaka. Zayn siedział na biurku i ołówkiem kreślił jakieś kreski na kartce. Kiedy zamknęłam drzwi, podniósł na mnie wzrok, a jego oczy przybrały bardziej troskliwy wyraz.
-Połóż się. Sen dobrze cię zrobi- powiedział.
Nie miałam nawet siły protestować i pytać co z nim. Bez słowa przykrylam się kołdrą i zamknęłam oczy. Spod moich powiek wypłynęły łzy. Przed zaśnięciem w niespokojny sen poczułam jego usta na swoim czole i cichy szept:
-Nie płacz, jestem przy tobie. Już nikt nigdy cię nie skrzywdzi...
*
Bardzo przepraszam, ze tak długo mnie nie było. Ale wiecie, wyjazdy ostatnie, a potem szkoła. W każdym razie, rozdział jest. Co prawda chujowy, ale jest ^^ Aha, moglyscie zauważyć, że w rozdziałach pojawiły się słowa 'Love is Lost.'. Jest to tytuł pierwszego sezonu opowiadania. Ma on 10 rozdziałów. Co do części drugiej poinformuję was wkrótce. :)
Pola xoxo

czwartek, 15 sierpnia 2013

Love Is Lost- Chapter 5

W środku było całkowicie pusto. Żadnych gości, kelnerów. Na środku stał prostokątny stolik z zastawa dla dwóch osób. Oświetlenie dawały lampki, które zamiast kloszy, miały na sobie czerwony materiał. Gdyby nie to, że byłam tam z najbardziej przerażającym gościem świata, z pewności uznalabym to miejsce za romantyczne. Zayn wziął mnie za rękę- co oczywiście nie obyło się bez moich protestów- i zaprowadził mnie do jednego z krzeseł. Odsunął je, a ja, z niepokojem wypisanym na twarzy, usiadłam. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko. Dopiero kiedy to zrobił, zdałam sobie sprawę jak bilsko siebie się znajdujemy; stykalismy się kolanami. Niedobrze.
-Co byś chciała do jedzenia?- spytał patrząc na mnie.
-Ee... A gdzie jakieś menu?-spytałam rozglądając się dookoła.
-Jest niepotrzebne. Powiedz na co masz ochotę, a kucharze to przygotują.
-Okey... Uznam, że to normalne. Poproszę krewetki z jakąś sałatą.
Mulat pstryknął palcami, a zza drewnianych drzwi wyszedł kucharz cały ubrany na biało. Chłopak złożył zamówienie i spojrzał na mnie. Wzrokiem pełnym porządania. Kurde, ja się serio boję. Po niespełna 10 minutach nasze dania były na stole. I były naprawdę dobre. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam coś świeżego, bez chemii. Na ogół na obiad miałam zupki chińskie albo jakieś fast foody. Owoce morza uwielbiałam, ale oczywiście nie było mnie na nie stać. Podczas posiłku poczułam zimną rękę na swoim odkrytym kolanie. Owa ręka wędrowała w górę i weszła pod rąbek sukienki. Uderzylam w nią z całej siły, mówiąc:
-Zabieraj swojemu brudne łapy, zboczeńcu.
Od tamtej pory chłopak patrzył na mnie jak sęp na ofiarę. Kiedy talerze były puste, kucharz szybko je zabrał i zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Po chwili usłyszałam odgłos silnika samochodowego. Widocznie nie tylko ja bałam się Malika. Wzięłam łyk wody. Nie bardzo rozumiałam po co zabrał mnie do restauracji, którą najwidoczniej wynajął. Jestem w końcu nic nie znaczącą dla świata dziewczyną. Nie mam nawet pieniędzy. A on wywraca moje życie o 180 stopni. Pojawia się nagle, próbuje uwieść, a potem zabiera do restauracji. Przez tego napalenca muszę rezygnować z obowiązków wolontariuszki. Mogłabym siedzieć w salonie u pani Janson, pisząc sms'y z Lily, ale nie. On musi wszystko pieprzyć. W pewnym momencie chłopak wstał. Podszedł do mnie i pociągnięciem za nadgarstek zmusił do wstania. Znikąd zabrzmiała powolna melodia. Zayn umiejscowił swoje przerażająco duże dłonie na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie tak, że nie mogłam się dłużej opierać. Objęłam go za szyję. Zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm muzyki.
-Nieźle tańczysz, Madeleine.- stwierdził po krótkiej chwili.
-Mad
-Że co?
-Wolę Mad.
-Ja Cię tutaj komplementuje, a ty mi tu z jakimiś upodobaniami co do tego, jak Cię nazywam.
Zasmialam się. Znaczy się, oczywiście nie cierpiałam go, ale jednak nie było aż tak źle. Zawsze mógł mnie wywieźć gdzieś do lasu, tam zgwałcić, a potem zakopać żywcem. Jak na zawołanie chłopak przysunął się do mnie. Umilkłam. Czułam jego zimny oddech na swojej twarzy. Nie wiem, jak doszło do tego, że nasze wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. Nie mam pojęcia czemu go nie odepchnełam. Gdybym to zrobiła, to może mulat by go nie pogłębił. A ja nie chciałabym tego kontynuować. Bo, owszem, chciałam. Kiedy tylko zabrakło nam powietrza i oderwalismy się od siebie, ja odrazu znowu go pocalowalam. Prosił mnie o dostęp, językiem zwilżajac moje spiechrzniete wargi. Dałam mu go, a po chwili nasze języki toczyły zacięta walkę. To chore, wiem. Przyciągnął mnie do siebie. Stykalismy się klatkami. Swoje dłonie wplotlam w jego gęste, ciemne włosy. Długie, zadbane paznokcie wbilam w jego głowę. Poczułam jak jęczy mi w usta. Uśmiechnęłam się delikatnie. Miło wiedzieć, że kogoś jednak podniecam. Czułam się cholernie dobrze, ale mimo to, wiedziałam, że to co robię nie jest właściwe. Coś w środku mówiło mi "Przestań! To tylko gra! On się Tobą bawi!", ale ja nie mogłam przestać. Okey, okey. Nie chciałam tego przerwać. Mulat podniósł mnie lekko, co było dla mnie znakiem, żebym oplotla go nogami w pasie. Nadal się całując wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam jak Zayn unosi nogę, a po chwili usłyszałam trzask drzwi. Nie zaprzatal sobie głowy zamykaniem restauracji na klucz. Wolnym krokiem podeszliśmy do motoru. Posadził mnie na siodełku i oderwał się od moich ust z cichym mlasnieciem. Dopiero wtedy optrzytomnialam.
-Co ja, do cholery, zrobiłam...- wyszeptałam, odgarniajac włosy z twarzy.
Zayn usiadł właśnie za kierownicą. Nie mogłam tam zostać. On na pewno oczekuje kontynuacji. Szybko zeskoczyłam na chodnik, odwróciłam się i uciekłam. Tak po prostu. Za sobą usłyszałam krzyk, który brzmiał mniej więcej jak: "Madeleine, kurwa, nie skończyliśmy jeszcze!". Zignorowalam to. Kilka ulic dalej złapałam taksówkę i podałam pierwszy adres, który przyszedł mi do głowy. Po około półgodzinnej jeździe stałam pod domem Lily. Zapukalam.
-Boże, Mad! Co ty tutaj robisz w środku nocy? Nie powinnaś być w domu?- spytała moja przyjaciółka, kiedy otworzyła drzwi.
-Mogę wejść?..- wychrypialam, patrząc na nią błagalnie.
Kiwnęła głową. Dobiero kiedy siedziałysmy w salonie z kubkami kakao, spytała o co chodzi.
-Bo... Zadzwonił Zayn i...
Opowiedziałam jej wszystko. Od wyrwania spod prysznica, przez pyszną kolację, aż do próby wywiezienia mnie Bóg wie gdzie. Lily nie przerywala mi. Dopiero, kiedy skończyłam przytuliła mnie i wyszeptała:
-A to dupek. Jak go dorwę to..
-Nie, proszę- odszepnelam błagalnie.- Nie chce mieć dodatkowych problemów...
Kiwnęła głową i odklelila się ode mnie. Była moim największym oparciem. Zawsze mnie rozumiała, nigdy nie robiła mi wyrzutów.
-Okey, Mad, idź się przespać. Sen dobrze ci zrobi.- Powiedziała blondynka z troskliwym uśmiechem.
Wstałam i skierowalam się do schodów. Dopiero, kiedy znajdowałam się na trzecim schodku, odwróciłam się i powiedziałam:
-Dziękuję, Lily. Jesteś cudna...
-Daj spokój. Jestem w końcu twoją przyjaciółką, tak czy nie?- odpowiedziała.
Zasmialam się krótko i poszłam do pokoju gościnnego. Tamtej nocy nie spalam spokojnie. W snach męczył mnie wysoki mulata, o czekoladowym spojrzeniu.
* * *
God... Jakie chujostwo... ;o nie wyszło mi to kompletnie, ale chciałam już opublikować. Dzisiaj mała odmiana, bo mam kilka pytań i proszę, odpowiedzcie na nie.
1. Co sądzicie o zachowaniu Mad?
2. Jak myślicie jakie intencje ma Zayn?
3. Co wy byście zrobiły na miejscu Madeleine?
No to tyle. Do następnego. :)
Pola xx

sobota, 3 sierpnia 2013

Love Is Lost- Chapter 4

Wymaszerowalam z kuchni z lekko zdezorientowana miną. Pożyczyłam sobie od Lily rurki i sweter, uznając, że raczej się na mnie za to nie obrazi. Jej samej nie znalazłam jednak ani w pokoju, ani w łazience. Pewnie się gdzieś minęłyśmy. W kuchni zastałam dość ciekawy obrazek. Blondynka szczebiotala o czymś do Zayn'a, co chwilę wybuchając śmiechem. On sam, miał cały czas kamienną twarz i słuchał tego wszystkiego z wyraźną niechęcią. Kiedy mnie zobaczył cicho odetchnął. Uśmiechnęłam się kącikiem ust.
-Mad, twój znajomy jest na prawdę świetny!- wykrzyknęła Lily pakując sobie do ust kawałek naleśnika z dżemem malinowym.
-Jaki znajomy?-spytałam, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
-Lepiej wymyśl szybko jakąś historyjkę, bo nie chce wylądować za drzwiami- syknął mulat tak, że tylko ja mogłam to usłyszeć.
-No Zayn, przecież chodziliście razem do podstawówki- odpowiedziała mi Lily, przelykajac to, co miała w buzi.
-Ach, tak. Byliśmy kiedyś razem, jego ojciec znał mojego wujka...- baknelam, uznając, że przyjaciółka nie będzie dalej wypytywać.
Myliłam się jednak. Następne 20 minut spędziłam na klamaniu Lily w żywe oczy. Swoją droga nadal, męczyła mnie poprzednia noc. To było po prostu chore. Bo jak to inaczej nazwać? Nie potrafiłam nawet przełknąć kawałka naleśnika, z moim ulubionym dżemem ananasowym. Wypiłam jedynie pół kubka czarnej kawy. Po śniadaniu Zayn zebrał się bez słowa. Po chwili poszłam w jego ślady i wyszłam, cmokajac Lily w policzek. Powietrze było rześkie, dlatego wzdrygnęłam się lekko po wyjściu z domu przyjaciółki. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. Nie musiałam się obawiać, że zaraz zza krzaków wyskoczy czarnowłosy chłopak na Harleyu, bo widziałam jak odjeżdża z piskiem opon w drugą stronę, niż mój dom. W mieszkaniu oczywiście nikogo nie było. Ojciec pewnie znowu leży gdzieś pijany w krzakach. Westchnęłam cicho i ruszyłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepłe kropelki wody odbijały się od mojego zmarzniętego ciała. Rozkoszowałam się przyjemną chwilą dopóki nie przerwał mi dzwonek telefonu, który zapisany był oryginalną nazwą "Dzwonek Iphone". Otulilam się szczelnie beżowym ręcznikiem i sięgnęłam po telefon, który leżał na starej pralce. Spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany.
-Halo?- spytałam do słuchawki.
-Madeleine, Skarbie, jak dobrze znów  cię usłyszeć- zamarlam, a ręcznik, który kurczowo trzymałam zsunął się z mojego ciała.
-Boże, Zayn, czego chcesz? Bo nie dzwonisz w najlepszym momencie- powiedziałam, ponownie owijając się ręcznikiem.
-Pieprzysz właśnie kogoś czy jak?
-Ja pierdole, jesteś chory. Byłam pod prysznicem. SAMA!
-Trzeba było dzwonić, to bym Ci pomógł się umyciu- po drugiej stronie słuchawki rozległ się ochryply śmiech.
-Dupek. Dobra, czego chcesz, bo zajmujesz mi cenny czas.
-Zabieram cię spod domu o 19.
-Co?! Nie zgadz...
-Bez dyskusji. Załóż coś seksownego.
Usłyszałam ciche pikanie. Zayn się rozłączył. Prychnęłam pod nosem. Nigdzie z nim nie pojadę. W życiu. Choćby miał mnie do tego przymusić siłą. Nie złamię się. Wyszłam z łazienki i skierowalam się do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, wzięłam do ręki książkę i zatopilam się w lekturze. Nie zorientowałam się nawet kiedy wybiła 18. Zapominając o moim poprzednim postanowieniu, ruszyłam w stronę szafy. Zdecydowałam się na małą czarną, którą zabrałam mamie i tego samego koloru szpilki. Sama nie wiem czemu zastosowałam się do polecenia Zayn'a. Umalowałam się delikatnie, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Telefon i portfel spakowałam do niewielkiej kopertówki. Już gotowa poszłam do kuchni i wypiłam szklankę jogurtu pitnego, truskawkowego. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. "Zejdź na dół." Tak brzmiała treść, a pochodziła od nikogo innego jak od wkurwiajacej, ciemnej małpy, nazywanej też Zayn'em Malikiem. Opłukałam szklankę i wyszłam na dwór. Mulat opierał się o motor. MOTOR!
-Ocipiałeś, kurwa?! Ja mam sukienkę!- wrzasnęłam tak głośno, że przechodząca obok starsza kobieta z jamnikiem podskoczyła.
-Skarbie, wiesz, że złość urodzie skodzi?- zapytał z uwodzicielskim uśmiechem, ale jego oczy nadal były zimne.
Zrobiłam młynka oczami. Podeszłam do czarnego motoru. Chłopak wręczył mi kask, a ja zwinnie usadowiłam się na skórzanym siedzeniu. Mulat usiadł na nim chwilę potem. Pamiętając ostatnią historię mocno chwyciłam go w pasie. Motor ruszył, a ja poczułam jak wiatr wywiewa mi spod kasku włosy. Przejechaliśmy obok Tamizy i minęliśmy oświetlony Big Ben z parlamentem. Na początku jechaliśmy częścią Londynu, którą znałam jak własną kieszeń, ale później wjechaliśmy w taką, o której jedynie słyszałam. Harley zatrzymał się pod jakąś restauracją. Zeszliśmy z motoru i weszliśmy do środka.
* * *
Przepraszam za moją strasznie długą nieobecność! Nie wiem właściwie czym było to spowodowane... I wiem, że nie wynagrodzilam wam tego, że mnie nie było tym rozdziałem, bo jest on całkowicie do dupy. ;c Tak, i kolejna zła wiadomość. W środę wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc znów mnie nie będzie. Może uda mi się dodać 5 jeszcze przed wyjazdem. ;)
+ mój tt, daje follow back- @larry_foreveer

niedziela, 23 czerwca 2013

Love Is Lost- Chapter 3

/dzień później, wieczór/
-No nie wiem, Lily- powiedziałam patrząc na strój, który dla mnie wybrała.
Siedzialysmy u niej w pokoju już od dobrej godziny szukając odpowiednich stroi. W końcu rano, zgodnie zdecydowałysmy, że zamiast iść do klubu urządzimy domowke. Ale nie małą, jak gimnazjaliści, tylko prawdziwą imprezę na 100 osób. Nie wiem, skąd Lily tyle ludzi wytrzasnela, ale ona jest zdolna do wszystkiego. Jej rodzice wyjechali na plan filmu do Sydney- oboje byli aktorami-, więc bez obaw nasze party hard mogło się odbyć. Dobrze wiem, że nie wyglądam na imprezowiczkę, ale mając taką przyjaciółkę imprezy były u mnie normą. Rodzice specjalnie się mną nie przejmowali, chyba że mama. Martwilysmy się o siebie wzajemnie.
-Och, Mad, znowu marudzisz- westchnęła Lily wywracajac oczami.
Sama miała na sobie granatową mini, która ledwo sięgała jej do połowy ud i kremową bluzkę bez ramiączek z wielkim dekoltem. Na nogi założyła koturny, a blond włosy spiela w kok. Dla mnie przygotowała coś mniej wyzywającego. Miałam założyć fioletową sukienkę przed kolana i czarne szpilki. Jako, że na co dzień chodziłam w rurkach i luźnych swetrach, nie miałam u siebie w szafie żadnych sukienek. No, może jedną, z jasnej koronki, którą Lily uznała za "zbyt elegancką".
-Dobrze wiesz, jaka jestem- muknelam zakładając jedno ramiączko na ramię.
Makijaż oczywiście był mocny. Jak dla mnie ZBYT mocny. Ale z ta szaloną blondynką nie dało się dyskutować. Miałyśmy jeszcze dwie godziny do początku domówki, ale zostało jeszcze przygotowanie przekąsek. Dom był naprawdę ogromny. Można by go właściwie nazwać willą. Zamiar był taki, aby wszystko odbywało się w salonie, ale znając życie większość ludzi przeniesie się do innych pomieszczeń. Wsypywalysmy do misek chipsy, orzeszki, a ze spiżarni wyjelysmy kilkanaście zgrzewek piwa. Kiedy myślałam, że wszystkie napoje zostały już wyjęte, Lily postawiła na stole 10 butelek wódki.
-Ja pierdole, Lily, znowu nachlasz się w cztery dupy- stwierdziłam zasuwajac rolety.
-Pieprzyć to. Chcę dziś zaliczyć kilku facetów.
Zachichotalysmy. Moja przyjaciółka już od dawna nie była dziewicą, w przeciwieństwie do mnie. Usłyszałysmy pierwszy dzwonek.
-Hakuna matata i idziemy się bawić!- wykrzyknęła Lily zanim otworzyła drzwi.
Salon zapełnił się ludźmi po niecałej godzinie. Wszyscy tańczyli, a większość była już nieźle wstawiona. Ja oczywiście nie wypiłam nawet jednej puszki tego świństwa, nazywanego piwem. Za bardzo kojarzyło mi się to ojcem. Ograniczalam się do soku. Gdzieś w tłumie dojrzałam Lily calujaca się z jakimś chłopakiem, który już prawie pozbawił ja mini. Westchnelam cicho.
-Widzisz, Skarbie. Znowu się spotykamy- usłyszałam tuż przy uchu.
Odwróciłam się w tamtą stronę. Nade mną stał Zayn. "Co on tutaj robi?"- pomyślałam w myślach. Totalnie go zignorowałam, jednak on nie zamierzał odpuścić. Pociągnął mnie za rękę i poprowadził na parkiet. Akurat DJ puścił wolną piosenkę. Zajebie go za to. Mulat położył dłonie na moich biodrach, niebezpieczne blisko pośladków. Przyciągnął mnie do siebie, zmuszając mnie do objęcia go za szyję. Zbliżył usta do mojej szyi i przygryzl ja. Z moich ust wydobył się zduszony jęk. Kurwa, jak on na mnie działa... Przymknelam oczy. Jego ręce schodziły coraz niżej. Już prawie dotknęły moich pośladków, kiedy oprzytomnialam. Zerwałam swoje ręce z jego szyi i uciekłam. Nie wiem jakim cudem się od niego wyrwalam, ale udało mi się. Skierowalam się do kuchni. Na blacie jakiś chłopak pieprzyl moją znajomą, Frankie.
-Wypierdalać!- krzyknęłam na co oderwali się od siebie i wyszli zdenerwowani.
Wskoczylam na blat i powoli wypiłam szklankę wody. Po jaką cholerę zgodziłam się na ta imprezę? A on mnie prześladuje. Jestem zwykłą wolontariuszka, nawet nie atrakcyjną. Mógł wybrać sobie każdą inną. Ale nie, to musiałam być ja. Odstawiłam szklankę i wróciłam do salonu, zajmując swoje stałe miejsce na czarnej pufie. Z tłumu zaraz wyłonił się Zayn. Wyciągnął rękę ze swoim telefonem i powiedział oschle:
-Wpisz swój numer.
-Że co, proszę?!- wybuchłam zdziwiona.
-Nie marudź, Madeleine, tylko wpisz.
-Mad, nie Madeleine- mruknelam nie zastanawiając się nad tym, skąd zna moje imię.
Odebrałam od niego telefon i szybko wystukalam numer. Raz się żyje. Kiedy odebrał urządzenie, rzucił jakby na odchodnym:
-A twoja przyjaciółka beznadziejnie całuje.
Czyżby on całował się z Lily? Ale przecież, ona podobno całuje najlepiej pod słońcem.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się skulona na pufie. Pamiętałam, że poprzedniego wieczoru zasnęłam dopiero, kiedy wszyscy już poszli. Lily nie cierpiała, kiedy ktoś śpi u niej w domu bez jej pozwolenia. A jako, że ona była upita, to ja się tym zajęłam. Rozejrzalam się i szczerze zdziwiłam. W salonie nie było żadnych śladów po imprezie i nawet graffiti z napisem "fuck you, bitch" zniknęło bez śladu. Jakby tego było mało, z kuchni wydobywał się zapach smażonych naleśników. Czyżby Lily ogarnęła się w tempie ekspresowym? Wstałam i ignorując ból w plecach ruszyłam wabiona zapachem. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni najzwyczajniej w świecie stał Zayn i przygotowywał dla nas śniadanio- obiad.
-Lily mnie wpuściła, więc pozwoliłem sobie posprzątać i zrobić coś do jedzenia. Bez obaw, Madeleine, nie mam zamiaru Cię zgwałcić- powiedział kiedy mnie zobaczył.
-Gdzie Lily?- spytałam  ignorując jego przemowę.
-Doprowadza się do porządku. Swoją drogą, tobie też by się to przydało. 
Zarumieniłam się prawie niezauważalnie. Swoją drogą czegoś tu nie rozumiałam. Jeszcze wczoraj chciał mnie uwieść i najpewniej się ze mną przespać, a teraz robi mi śniadanie. No ja pierdziele...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
To już trzeci rozdział... Jak szybko minęło. c; jestem z niego zadowolona, aczkolwiek wiem, ze jest krótki. Czwarty rozdział już zaczęłam, więc pewnie będzie jakoś w następnym tygodniu...
Pola xoxo

niedziela, 16 czerwca 2013

Love Is Lost- Chapter 2

W akompaniamencie pokrzykiwan kierowców, których samochody stały w korku, przemierzałam jedną ze starych dzielnic Londynu. Pogoda popsuła się jeszcze bardziej, a deszcz moczyl moje policzki. Odgarnelam grzywkę, którą wiatr uparcie zwiewal mi na twarz. Była już prawie 22, godzina, o której miałam swoją zmianę przy pani Henrinkson. Schorowana wdowa, mieszkająca w towarzystwie dwóch nie młodych kotów. W ciągu doby przychodziło do niej pięć dziewczyn, w tym ja. Podeszłam do obskurnego, jednak mającego swój urok budynku, i zmarzniętym palcem nacisnelam srebrny guziczek w odpowiednim nazwisku.
-Kto tam?- usłyszałam lekko drżący głos.
-To ja, Madeleine-odpowiedziałam jak najgłośniej, bo wiedziałam, że moja podopieczna jest na wpół głucha.
Rozległ się charakterystyczny dźwięk otwieranej furtki i weszłam do budynku. Wspięłam się na trzecie piętro i delikatnie zastukalam, kobieta napewno czekała pod drzwiami. Popchnęłam je lekko i weszłam do mieszkania. Nie było ono duże; salon, sypialnia, łazienka, kuchnia, hall. Elizabeth Henrinkson siedziała na stołku i glaskala czarnego kota po łebku. Obok, biały, łasił się do jej nóg. Uśmiechnęłam się ciepło, zdejmując czarną bluzę i zrzucając buty z nóg.
-Dobry wieczór, jak się pani dziś czuje?- spytałam grzecznie podchodząc do niej.
-Cześć, Madeleine. Bywało lepiej- zaśmiałasię. Była jedyną osobą, której pozwalalam mówić do mnie pełnym imieniem.
Z moją pomocą kobieta doszła do kuchni i usadowiła się na drewnianym krześle z zieloną poduszką. Wlałam wodę do czajnika i postawiłam go na gazie. Kobieta była już w piżamie, a przed snem miała jeszcze tylko wypić melise. Polecenie lekarza. Uśmiechnęłam się do niej i spytałam przyjaźnie:
-Jak tam kotki?
-Wiesz, Madeleine...-westchnęła cicho.- Franciszek ma coś z uchem i nie wiadomo jak długo jeszcze pociągnie...
Po jej pomarszczonym policzku spłynęła samotna łza. Te koty były dla niej jak rodzina. Mąż umarł, a syn wyjechał i udawał, że nigdy nie miał matki. Ukucnelam obok staruszki i przytuliłam ja. Była dla mnie jak babcia; jak najbliższa osoba. Moja matka całe dnie pracowała, a jeśli nie to płakała. Przez ojca. Czajnik zagwizdal. Wstałam i nalałam wrzącą wodę do fioletowego kubka w ptaki. Podałam go pani Henrinkson. Dwadzieścia minut później zza białych drzwi dochodziło ciche chrapanie. Siedziałam na starej wersalce i pisałam z Lily. Ona także była mi cholernie bliska. Jak siostra, w dosłownym znaczeniu. Czasem wystarczyło, że na siebie spojrzalysmy i wiedziałyśmy co nam chodzi po głowie. Tym razem namawiała mnie na imprezę. Znowu. I jak zawsze jej uległam. Wysłała mi zdjęcie ze słodką minka, kiedy nie chciałam się zgodzić. Po godzinie usłyszałam lekkie pukanie do drzwi. Kolejna wolontariuszka. Musiałyśmy czuwać cały czas, gdyby nagle zasłabła czy coś tam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stała tam wysoka, szczupła dziewczyna. Na nosie znajdowały się czarne okulary, a niebieskie włosy spiela w koński ogon. Jane Valery we własnej osobie. -Hej- powiedziałam krótko na co skinęła mi głową
Jakoś nigdy za sobą nie przepadalysmy. Może to dlatego, że kiedyś byłyśmy razem w klasie. I to właśnie wtedy odbiła mi chłopaka... Niby był między nami pokój, ale nadal jej niecierpialam.Wciągnęłam buty, bluzę i bez słowa opuściłam mieszkanie. Na dworze uderzyła we mnie fala zimna. Październik, biczes. Założyłam na głowę kaptur i ruszyłam przed siebie.
-Podwieźć cię, Skarbie?- usłyszałam z boku głos.
TEN głos; ten sam co w kawiarni. Odwróciłam się gwałtownie w tamtą stronę. W mdłym świetle latarni zobaczyłam chłopaka, który opierał się o swój motor. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy. No, może z ta różnicą, że teraz na jego twarzy widniał cyniczny uśmieszek. Prawie niezauważalnie wywrocilam oczami.
-Pojebało cię, do reszty? My się nawet nie znamy- powiedziałam.
-Zayn jestem. Wsiadaj, bo się spieszę.
-To po cholerę tu stoisz...- burknelam pod nosem.
Sama nie wiem co mną kierowało, ale do niego poszłam. Głupia. Mulat podał mi czerwony kask, który umieściłam na głowie. Włosy wywinelam za ramiona. Wsiadłam na siedzenie.
-Obejmij mnie w pasie- polecił kładąc ręce na kierownicy.
-Co, do cholery...?!- zdarzylam z siebie wydusić kiedy pojazd ruszył.
Szarpnelo i mimowolnie chwyciłam czarno- czerwonej koszulę w kratkę, którą chłopak miał na sobie. Mogłabym się założyć, że wtedy uśmiechnął się z satysfakcją. Wyjechaliśmy ze starej dzielnicy, a po chwili włączylismy się w ruch. Omijalismy samochody, dlatego udało nam się jechać bez korków. Nigdy nie przypuszczałam, że jazda motorem może być tak przyjemna. Zawsze kojarzyła mi się z żużlem, którego nienawidzilam. A na dodatek jechałam z kimś, kogo właściwie nie znałam.
-Podaj adres!- krzyknął chłopak, przekrzykujac ruch uliczny.
Wykrzyknęłam ulicę i numer kamienicy, w której mieszkałam. Później już nie rozmawialiśmy. Gdyby nie przejeżdżające obok samochody z pewnością slyszalabym nasze oddechy. Nawet nie wiem kiedy oparlam głowę o plecy chłopaka i po prostu zamknęłam oczy rozkoszując się jazdą. Z transu wyrwał mnie dopiero zimny głos chłopaka, który podziałał na mnie jak kubeł lodowatej wody.
-Jesteśmy, Skarbie- powiedział wtedy.
Ekspresowo odkleilam się od Zayn'a. Napewno nie spodobało mu się to, że prawie usnęłam na jego plecach. Zeskoczyłam z Harley'a poprawiając torbę na ramieniu i zdjemujac kask.
-No to ja..  Uhm... Dzięki...- burknelam jąkając się.
Nie odpowiedział tylko popatrzył gdzieś w dal, by po chwili zapytać:
-Żadnego "chcesz wejść"?
Oniemiałam. Czy on sobie myślał, że podwiezienie mnie do domu i zaproszę go do mieszkania? A może odrazu wskoczy mi do łóżka, co?
-Uwierz mi, nie chcesz tam wejść. A teraz dobranoc- powiedziałam odwracając się.
Moje mieszkanie o numerze 6 znajdowało się na 1 piętrze. Wyjęłam klucze z torby i jak najciszej otworzyłam drzwi. W środku panowała grobowa cisza. Weszłam do salonu. Na dywanie i kanapie leżały porwane ubrania mamy. Pewnie ojciec znów ja zgwałcił... Przelknelam ślinę i poszłam do swojego pokoju. Odłożyłam torbę na krzesło i rozejrzalam się. Żadnych zmian, najwyraźniej nie chciało mu się znów grzebać w mojej bieliźnie. Szybko przebralam się w piżamę i położyłam na łóżko. Wszystkie te czynności wykonywałam po ciemku. Powody pewnie jasne. Leżąc, myślałam o Zaynie. Po pierwsze i najważniejsze- skąd wiedział gdzie jestem? Czyżby mnie... śledził? No, a po drugie- po jaką cholerę zaproponował mi podwozke? Widział mnie raz w życiu. Po niedługim czasie odplynelam do Krainy Morfeusza...
~~~~~~~~~~~~~
Zmeczylam w końcu ten rozdział. Tragedia -,- dobra  walić to, to Wy oceniacie. ;*
Pola xoxo

niedziela, 2 czerwca 2013

Love Is Lost- Chapter 1

Nad głową usłyszałam dźwięk dzwoneczka, którego tak bardzo nienawidzilam. Weszłam do swojego miejsca pracy- Księgarni "Pod Zaczarowanym Ogrodem". Nazwa była taka, chyba dlatego, że na górze budynku znajdował się ogród. Właścicielki nie było, jak zwykle. Ale co tu się dziwić, pani Janson była już starszą, schorowana kobietą. Kotara prowadząca na zaplecze poruszyła się, a po chwili za ladą stanął Jacob. Jak zwykle ubrany był w dżinsy i T-shirt z nadrukiem. Wykrzywil usta w czymś na kształt uśmiechu.
-Gratuluję, nie spóźniłaś się, Madeleine.
-Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówił do mnie pełnym imieniem?-spytałam odkładając torbę na zapleczu i przypinajac plakietkę z imieniem do bluzki.
-Tyle ile będzie to konieczne- wywróciłam oczami.- A teraz zrób mi kawę, bo muszę uzupełnić papiery.
Prychnelam cicho, jednak na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Z natury byłam pogodna. Włączyłam ekspres i czekając aż się nagrzeje, spielam włosy frotka. Księgarnia-, która tak na marginesie była także kawiarnią- była otwierana o 9. Jeszcze pół godziny. Podstawilam kubek, który w tępie ekspresowym napełnił się parujacym, brązowym płynem. Wsypalam do niego pół łyżeczki cukru, a kubek postawiłam przed Jacob'em.
-Prosz- powiedziałam i wskoczylam na blat.
Mruknął pod nosem krótkie "dzięki", nie odrywając nawet wzroku od kartek. Za oknem wolno przejechał czerwony autobus...

~Retrospekcja~
Słońce świeciło dokładnie na głowę 6-letniej dziewczynki. Wyciągnęła ona swój mały języczek z buzi i liznela kolorowego lizaka. Park był jak zawsze w soboty pełen ludzi; były tam wielodzietne rodziny, kobiety z psami oraz mężczyźni wyglądający bardzo poważnie. Niezbyt długie włosy dziewczynki, odgarnela do tyłu kobieta w kwiecistej sukience do kolan. Obydwie siedziały na ławce, czekając na głowę rodziny. W furtce wejściowej stanął mężczyzna z czarnymi, dobrze ulozony włosami. Podszedł do dziewczynki i ucałował ja w czoło.
-Jak żyjesz, Maddie?- spytał z uśmiechem biorąc ja na kolana. Tylko on tak do niej mówił.
Pytana uśmiechnęła się leciutko, ale po chwili całą swoją uwagę skupiła na ulicy. Przejeżdżał nią właśnie dwupiętrowy, czerwony autobus. Turyści robili zdjęcia i machali do londyńczyków.
-Będę mogła się kiedyś takim przejechać?-spytała 6-latka wskazując lizakiem na znikający na rogiem pojazd.
-Jak będziesz starsza to pojedziemy-szepnął jej do ucha tata...

Cudem powstrzymałam łzę, która chciała potoczyć się po moim policzku. Tak, wesoła wolontariuszka płacze. Nie często, ale jednak. Dziecinne marzenie spelnilam, ale sama z siebie. Ale czy ktokolwiek potrafi wyobrazić sobie alkocholika w czerwonym autobusie? Podciagnelam kolana pod brodę.
-Madeleine, zdjemij buty z blatu- warknął Jacob nawet na mnie nie patrząc. Czy on ma, do cholery, oczy z tyłu głowy?!
Mimo woli wykonałam polecenie i wyprostowalam nogi przed sobą. Patrzyłam na jedną z cenniejszych rzeczy, które mam- błękitne, już lekko zniszczone vansy. Dostałam je rok temu od chrzestnego, który mieszka w Australii. Nagle sobie przypomniał o siostrzenicy... Drugą z tych "cennych rzeczy" była jedna ze starszych wersji Iphone'a. Gdyby nie to, ze miałam go przy sobie cały czas, ojciec pewnie zabrał by mi telefon.
-Dobra, młoda, otwieramy-oświadczył ochoczo chłopak.
-Nie jestem młoda...- burknelam pod nosem.
Podeszłam do drzwi i przekrecilam tabliczkę tak, aby napis "open" widniał od strony zewnętrznej. Poprawiłam fryzurę i z szerokim uśmiechem stanęłam za ladą. Mijały kolejne minuty, a wolnych stolików było coraz mniej. Ludzie popijali kawę czy herbatę, zjadali ciasta i przeglądali książki. Księgarniana rutyna. Nie mając nic innego do roboty weszłam na zaplecze. Usiadłam na miękkim fotelu i przymknelam oczy.
-Madeleine, idź po dostawę!-krzyknął Jacob przerywając mi odpoczynek.
Wystawilam mu język i wyszłam na zewnątrz. Mimo tego, że była dopiero wczesna jesień, porywisty wiatr rozwiał moje włosy. Te, których nie spielam. Po drugiej stronie ulicy, przy białym, dostawczym samochodzie stał mężczyzna. Ubrany był w poplamiony sweter i dziurawe dżinsy, a z ust wydmuchiwal dym od papierosa. Nie wyglądał jak dostawca książek. Prędzej narkotyków albopapierosów do kiosków. Potarlam dłońmi o ramiona w celu rozgrzania ich i poszłam w stronę dostawcy-nie dostawcy. Spojrzał na mnie wzrokiem, który mógł mówić tylko "Co tu robi jakaś gimnazjalistka?!". Ale czy to moja wina, że mam mniej niż 170 cm? Odchrzaknelam.
-Ja po dostawę- powiedziałam i unioslam głowę tak, aby spojrzeć na jego twarz. Mógł mieć z dwa metry.
-Jasne...-mruknął i zgasił peta butem.
Skierował się na tył samochodu i wyjął z niego cztery ogromniaste pudła. Nie czekając na moja reakcję położył je na moich dłoniach. Przychylilam się do tyłu, pod wpływem ciężaru. Mężczyzna wsiadł na miejsce kierowcy i odjechał. No pięknie. Do drzwi skierowalam się krokiem, który mógł przypominać chód kaczki. Popchnelam drzwi, a wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Super.
-Dzięki za pomoc- warknelam do mojego współpracownika, który wydawał właśnie resztę pulchnej chince.
Z ulgą postawiłam pudła na podłodze.
-I teraz weź to wypakuj- mruknelam i po woli zabrałam się do roboty.
Po godzinie książki leżały na półkach, a mi odpadaly ręce. Nie, nie w dosłownym sensie. Jak na złość na zaplecze wparowal Jacob.
-Ty dziś zamykasz, ja mam wizytę u dentysty-parsknelam śmiechem pod nosem. Olał mnie.- Wszyscy już wyszli, ale zamknij normalnie, o 21. Pa.
Dobra, czy ja jestem jakaś służącą, która jest na każde jego zawołanie? Nie, nie jestem, ale on chyba ma inne, zupełnie odmienne zdanie. Wyszłam na sale i usiadłam na stołku za ladą. Z szuflady wyciągnęłam książkę, którą czytałam od miesiąca i zaglebilam się w lekturze. Chwilę wytchnienia przerwał mi dźwięk motoru. A dokładniej motoru, który właśnie stanął przed księgarnią. Z czarnego Harley'a zsiadł chłopak. Nie miał stroju do jazdy na motorze, a jedyną oznaką, że choć trochę dba o swoje bezpieczeństwo był kask. Wylądował on jednak po chwili na chodniku obok pojazdu. Oh dżizyz... Nieznajomy wszedł do księgarni. Dopiero kiedy stanął przy ladzie, mogłam się mu dokładniej przyjrzeć. Miał czarne włosy, które zaczesane były do góry. Jego oczy miały kolor zbliżony do czekoladowego, a okalaly je gęste rzęsy. Był wyższy ode mnie o ponad głowę, a do jego lekko przerażającego wyglądu dochodziły mocno zarysowane mięśnie. Przelknelam głośno ślinę. Przerażał mnie.
-Uhm... Czy mo... m-mogę w czymś pomóc?...-wydusilam z siebie w końcu.
Nie odpowiedział tylko rzucił na ladę listę podręczników szkolnych. Kiedy odwróciłam się, w celu znalezienia odpowiednich książek, dodał:
-I kawę. Czarną z dwoma łyżeczkami cukru.
Prawie niezauważalnie kiwnelam głową i włączyłam ekspres. Zniknelam między półkami. Nie minęło 10 minut, a na stole pojawiły się podręczniki i napój zamówiony przez chłopaka. Modliłam się w duchu, żeby się w końcu wyniósł. On jednak spojrzał na mnie i zapalił papierosa.
-T-tu nie wolno palić... Yhm...- baknelam cicho.
-Tak...?-spytał przybliżając się do mnie. Poczułam woń jego perfum, zmieszaną z dymem tytoniowymi.-Mnie wszystko wolno, Skarbie...
Odsunął się gwałtownie i zabierając książki wyszedł. Co to, kurwa, miało być?!
~~~~~~~~~~~~~~~
Ta dam! :D oto jest jedyneczka. Jestem nawet zadowolona, co jest niezłym postępem. A jak Wam się podoba? Czekam ze zniecierpliwieniem na komentarze. ^^
Pola xoxo

środa, 22 maja 2013

Prologue&Heroses

Czy można się zakochać i być szczęśliwym? Zartacić się w miłości i zapomnieć o rzeczywistości? Nie, oczywiście, że nie. Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach. A my w niej nie żyjemy. Żyjemy na Ziemi, w tej szarej krainie, pełnej zmartwień i trosk. U nas nie mam "happy endu"...
Naprawdę sądzisz, że wszystko jest niemożliwe? Uświadom coś sobie. Wszystko może się zdarzyć. Wystarczy jedna chwila. Jeden dzień. I nasze życie obraca się o 180 stopni...

"Tylko, że... To nie jest takie proste..."
"Daj sobie pomóc do cholery!"
"On jest dla mnie, jak dla Ciebie kawa..."
"Zmienię się... Naprawdę..."
"Czy gdybyś był na moim miejscu, przestałbyś płakać?!"
"Ale Ty obiecałeś..."
"Odchodzę. Tak będzie lepiej dla nas obojga..."
"Jestem Twoja przyjaciółką. Tak czy nie?"
"Hakuna Matata i idziemy się bawić!"
"Jesteś zwykłą szmatą"
"Zrobiłaś to...?"
"Tak, płaczę. Coś jeszcze?"

HEROSES:

Madeleine 'Mad' Sparks
19 lat
~wesoła, pomocna, pracownica księgarni. Wolontariuszka, która pomaga osobom starszym i kobietom w trudnej sytuacji. Mimo ciężkiej sytuacją rodzinnej, stara się doceniać to co ma. Ale czy zostanie taka na zawsze?...~

Zayn Malik
20 lat
~na wpół sierota. Nienawidzi swojego życia i dwójki młodszego rodzeństwa. Kolejna noc- kolejna dziewczyna. Nie zna czegoś takiego jak granice. Ale może się zmieni? Czy to jest w ogóle możliwe?~

a także:

Lily Boxued 19 lat
Jacob Tomphson 20 lat
Helen Sparks 45 lat
Tomas Sparks 47 lat
Elena Malik 46 lat
Mike Malik 10 lat
Frankie Malik 5 lat