czwartek, 15 sierpnia 2013

Love Is Lost- Chapter 5

W środku było całkowicie pusto. Żadnych gości, kelnerów. Na środku stał prostokątny stolik z zastawa dla dwóch osób. Oświetlenie dawały lampki, które zamiast kloszy, miały na sobie czerwony materiał. Gdyby nie to, że byłam tam z najbardziej przerażającym gościem świata, z pewności uznalabym to miejsce za romantyczne. Zayn wziął mnie za rękę- co oczywiście nie obyło się bez moich protestów- i zaprowadził mnie do jednego z krzeseł. Odsunął je, a ja, z niepokojem wypisanym na twarzy, usiadłam. Chłopak zajął miejsce naprzeciwko. Dopiero kiedy to zrobił, zdałam sobie sprawę jak bilsko siebie się znajdujemy; stykalismy się kolanami. Niedobrze.
-Co byś chciała do jedzenia?- spytał patrząc na mnie.
-Ee... A gdzie jakieś menu?-spytałam rozglądając się dookoła.
-Jest niepotrzebne. Powiedz na co masz ochotę, a kucharze to przygotują.
-Okey... Uznam, że to normalne. Poproszę krewetki z jakąś sałatą.
Mulat pstryknął palcami, a zza drewnianych drzwi wyszedł kucharz cały ubrany na biało. Chłopak złożył zamówienie i spojrzał na mnie. Wzrokiem pełnym porządania. Kurde, ja się serio boję. Po niespełna 10 minutach nasze dania były na stole. I były naprawdę dobre. Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam coś świeżego, bez chemii. Na ogół na obiad miałam zupki chińskie albo jakieś fast foody. Owoce morza uwielbiałam, ale oczywiście nie było mnie na nie stać. Podczas posiłku poczułam zimną rękę na swoim odkrytym kolanie. Owa ręka wędrowała w górę i weszła pod rąbek sukienki. Uderzylam w nią z całej siły, mówiąc:
-Zabieraj swojemu brudne łapy, zboczeńcu.
Od tamtej pory chłopak patrzył na mnie jak sęp na ofiarę. Kiedy talerze były puste, kucharz szybko je zabrał i zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Po chwili usłyszałam odgłos silnika samochodowego. Widocznie nie tylko ja bałam się Malika. Wzięłam łyk wody. Nie bardzo rozumiałam po co zabrał mnie do restauracji, którą najwidoczniej wynajął. Jestem w końcu nic nie znaczącą dla świata dziewczyną. Nie mam nawet pieniędzy. A on wywraca moje życie o 180 stopni. Pojawia się nagle, próbuje uwieść, a potem zabiera do restauracji. Przez tego napalenca muszę rezygnować z obowiązków wolontariuszki. Mogłabym siedzieć w salonie u pani Janson, pisząc sms'y z Lily, ale nie. On musi wszystko pieprzyć. W pewnym momencie chłopak wstał. Podszedł do mnie i pociągnięciem za nadgarstek zmusił do wstania. Znikąd zabrzmiała powolna melodia. Zayn umiejscowił swoje przerażająco duże dłonie na mojej talii. Przyciągnął mnie do siebie tak, że nie mogłam się dłużej opierać. Objęłam go za szyję. Zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm muzyki.
-Nieźle tańczysz, Madeleine.- stwierdził po krótkiej chwili.
-Mad
-Że co?
-Wolę Mad.
-Ja Cię tutaj komplementuje, a ty mi tu z jakimiś upodobaniami co do tego, jak Cię nazywam.
Zasmialam się. Znaczy się, oczywiście nie cierpiałam go, ale jednak nie było aż tak źle. Zawsze mógł mnie wywieźć gdzieś do lasu, tam zgwałcić, a potem zakopać żywcem. Jak na zawołanie chłopak przysunął się do mnie. Umilkłam. Czułam jego zimny oddech na swojej twarzy. Nie wiem, jak doszło do tego, że nasze wargi zetknęły się w delikatnym pocałunku. Nie mam pojęcia czemu go nie odepchnełam. Gdybym to zrobiła, to może mulat by go nie pogłębił. A ja nie chciałabym tego kontynuować. Bo, owszem, chciałam. Kiedy tylko zabrakło nam powietrza i oderwalismy się od siebie, ja odrazu znowu go pocalowalam. Prosił mnie o dostęp, językiem zwilżajac moje spiechrzniete wargi. Dałam mu go, a po chwili nasze języki toczyły zacięta walkę. To chore, wiem. Przyciągnął mnie do siebie. Stykalismy się klatkami. Swoje dłonie wplotlam w jego gęste, ciemne włosy. Długie, zadbane paznokcie wbilam w jego głowę. Poczułam jak jęczy mi w usta. Uśmiechnęłam się delikatnie. Miło wiedzieć, że kogoś jednak podniecam. Czułam się cholernie dobrze, ale mimo to, wiedziałam, że to co robię nie jest właściwe. Coś w środku mówiło mi "Przestań! To tylko gra! On się Tobą bawi!", ale ja nie mogłam przestać. Okey, okey. Nie chciałam tego przerwać. Mulat podniósł mnie lekko, co było dla mnie znakiem, żebym oplotla go nogami w pasie. Nadal się całując wyszliśmy na zewnątrz. Poczułam jak Zayn unosi nogę, a po chwili usłyszałam trzask drzwi. Nie zaprzatal sobie głowy zamykaniem restauracji na klucz. Wolnym krokiem podeszliśmy do motoru. Posadził mnie na siodełku i oderwał się od moich ust z cichym mlasnieciem. Dopiero wtedy optrzytomnialam.
-Co ja, do cholery, zrobiłam...- wyszeptałam, odgarniajac włosy z twarzy.
Zayn usiadł właśnie za kierownicą. Nie mogłam tam zostać. On na pewno oczekuje kontynuacji. Szybko zeskoczyłam na chodnik, odwróciłam się i uciekłam. Tak po prostu. Za sobą usłyszałam krzyk, który brzmiał mniej więcej jak: "Madeleine, kurwa, nie skończyliśmy jeszcze!". Zignorowalam to. Kilka ulic dalej złapałam taksówkę i podałam pierwszy adres, który przyszedł mi do głowy. Po około półgodzinnej jeździe stałam pod domem Lily. Zapukalam.
-Boże, Mad! Co ty tutaj robisz w środku nocy? Nie powinnaś być w domu?- spytała moja przyjaciółka, kiedy otworzyła drzwi.
-Mogę wejść?..- wychrypialam, patrząc na nią błagalnie.
Kiwnęła głową. Dobiero kiedy siedziałysmy w salonie z kubkami kakao, spytała o co chodzi.
-Bo... Zadzwonił Zayn i...
Opowiedziałam jej wszystko. Od wyrwania spod prysznica, przez pyszną kolację, aż do próby wywiezienia mnie Bóg wie gdzie. Lily nie przerywala mi. Dopiero, kiedy skończyłam przytuliła mnie i wyszeptała:
-A to dupek. Jak go dorwę to..
-Nie, proszę- odszepnelam błagalnie.- Nie chce mieć dodatkowych problemów...
Kiwnęła głową i odklelila się ode mnie. Była moim największym oparciem. Zawsze mnie rozumiała, nigdy nie robiła mi wyrzutów.
-Okey, Mad, idź się przespać. Sen dobrze ci zrobi.- Powiedziała blondynka z troskliwym uśmiechem.
Wstałam i skierowalam się do schodów. Dopiero, kiedy znajdowałam się na trzecim schodku, odwróciłam się i powiedziałam:
-Dziękuję, Lily. Jesteś cudna...
-Daj spokój. Jestem w końcu twoją przyjaciółką, tak czy nie?- odpowiedziała.
Zasmialam się krótko i poszłam do pokoju gościnnego. Tamtej nocy nie spalam spokojnie. W snach męczył mnie wysoki mulata, o czekoladowym spojrzeniu.
* * *
God... Jakie chujostwo... ;o nie wyszło mi to kompletnie, ale chciałam już opublikować. Dzisiaj mała odmiana, bo mam kilka pytań i proszę, odpowiedzcie na nie.
1. Co sądzicie o zachowaniu Mad?
2. Jak myślicie jakie intencje ma Zayn?
3. Co wy byście zrobiły na miejscu Madeleine?
No to tyle. Do następnego. :)
Pola xx

sobota, 3 sierpnia 2013

Love Is Lost- Chapter 4

Wymaszerowalam z kuchni z lekko zdezorientowana miną. Pożyczyłam sobie od Lily rurki i sweter, uznając, że raczej się na mnie za to nie obrazi. Jej samej nie znalazłam jednak ani w pokoju, ani w łazience. Pewnie się gdzieś minęłyśmy. W kuchni zastałam dość ciekawy obrazek. Blondynka szczebiotala o czymś do Zayn'a, co chwilę wybuchając śmiechem. On sam, miał cały czas kamienną twarz i słuchał tego wszystkiego z wyraźną niechęcią. Kiedy mnie zobaczył cicho odetchnął. Uśmiechnęłam się kącikiem ust.
-Mad, twój znajomy jest na prawdę świetny!- wykrzyknęła Lily pakując sobie do ust kawałek naleśnika z dżemem malinowym.
-Jaki znajomy?-spytałam, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi.
-Lepiej wymyśl szybko jakąś historyjkę, bo nie chce wylądować za drzwiami- syknął mulat tak, że tylko ja mogłam to usłyszeć.
-No Zayn, przecież chodziliście razem do podstawówki- odpowiedziała mi Lily, przelykajac to, co miała w buzi.
-Ach, tak. Byliśmy kiedyś razem, jego ojciec znał mojego wujka...- baknelam, uznając, że przyjaciółka nie będzie dalej wypytywać.
Myliłam się jednak. Następne 20 minut spędziłam na klamaniu Lily w żywe oczy. Swoją droga nadal, męczyła mnie poprzednia noc. To było po prostu chore. Bo jak to inaczej nazwać? Nie potrafiłam nawet przełknąć kawałka naleśnika, z moim ulubionym dżemem ananasowym. Wypiłam jedynie pół kubka czarnej kawy. Po śniadaniu Zayn zebrał się bez słowa. Po chwili poszłam w jego ślady i wyszłam, cmokajac Lily w policzek. Powietrze było rześkie, dlatego wzdrygnęłam się lekko po wyjściu z domu przyjaciółki. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. Nie musiałam się obawiać, że zaraz zza krzaków wyskoczy czarnowłosy chłopak na Harleyu, bo widziałam jak odjeżdża z piskiem opon w drugą stronę, niż mój dom. W mieszkaniu oczywiście nikogo nie było. Ojciec pewnie znowu leży gdzieś pijany w krzakach. Westchnęłam cicho i ruszyłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Ciepłe kropelki wody odbijały się od mojego zmarzniętego ciała. Rozkoszowałam się przyjemną chwilą dopóki nie przerwał mi dzwonek telefonu, który zapisany był oryginalną nazwą "Dzwonek Iphone". Otulilam się szczelnie beżowym ręcznikiem i sięgnęłam po telefon, który leżał na starej pralce. Spojrzałam na wyświetlacz. Numer nieznany.
-Halo?- spytałam do słuchawki.
-Madeleine, Skarbie, jak dobrze znów  cię usłyszeć- zamarlam, a ręcznik, który kurczowo trzymałam zsunął się z mojego ciała.
-Boże, Zayn, czego chcesz? Bo nie dzwonisz w najlepszym momencie- powiedziałam, ponownie owijając się ręcznikiem.
-Pieprzysz właśnie kogoś czy jak?
-Ja pierdole, jesteś chory. Byłam pod prysznicem. SAMA!
-Trzeba było dzwonić, to bym Ci pomógł się umyciu- po drugiej stronie słuchawki rozległ się ochryply śmiech.
-Dupek. Dobra, czego chcesz, bo zajmujesz mi cenny czas.
-Zabieram cię spod domu o 19.
-Co?! Nie zgadz...
-Bez dyskusji. Załóż coś seksownego.
Usłyszałam ciche pikanie. Zayn się rozłączył. Prychnęłam pod nosem. Nigdzie z nim nie pojadę. W życiu. Choćby miał mnie do tego przymusić siłą. Nie złamię się. Wyszłam z łazienki i skierowalam się do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, wzięłam do ręki książkę i zatopilam się w lekturze. Nie zorientowałam się nawet kiedy wybiła 18. Zapominając o moim poprzednim postanowieniu, ruszyłam w stronę szafy. Zdecydowałam się na małą czarną, którą zabrałam mamie i tego samego koloru szpilki. Sama nie wiem czemu zastosowałam się do polecenia Zayn'a. Umalowałam się delikatnie, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Telefon i portfel spakowałam do niewielkiej kopertówki. Już gotowa poszłam do kuchni i wypiłam szklankę jogurtu pitnego, truskawkowego. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. "Zejdź na dół." Tak brzmiała treść, a pochodziła od nikogo innego jak od wkurwiajacej, ciemnej małpy, nazywanej też Zayn'em Malikiem. Opłukałam szklankę i wyszłam na dwór. Mulat opierał się o motor. MOTOR!
-Ocipiałeś, kurwa?! Ja mam sukienkę!- wrzasnęłam tak głośno, że przechodząca obok starsza kobieta z jamnikiem podskoczyła.
-Skarbie, wiesz, że złość urodzie skodzi?- zapytał z uwodzicielskim uśmiechem, ale jego oczy nadal były zimne.
Zrobiłam młynka oczami. Podeszłam do czarnego motoru. Chłopak wręczył mi kask, a ja zwinnie usadowiłam się na skórzanym siedzeniu. Mulat usiadł na nim chwilę potem. Pamiętając ostatnią historię mocno chwyciłam go w pasie. Motor ruszył, a ja poczułam jak wiatr wywiewa mi spod kasku włosy. Przejechaliśmy obok Tamizy i minęliśmy oświetlony Big Ben z parlamentem. Na początku jechaliśmy częścią Londynu, którą znałam jak własną kieszeń, ale później wjechaliśmy w taką, o której jedynie słyszałam. Harley zatrzymał się pod jakąś restauracją. Zeszliśmy z motoru i weszliśmy do środka.
* * *
Przepraszam za moją strasznie długą nieobecność! Nie wiem właściwie czym było to spowodowane... I wiem, że nie wynagrodzilam wam tego, że mnie nie było tym rozdziałem, bo jest on całkowicie do dupy. ;c Tak, i kolejna zła wiadomość. W środę wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc znów mnie nie będzie. Może uda mi się dodać 5 jeszcze przed wyjazdem. ;)
+ mój tt, daje follow back- @larry_foreveer